Równo rok temu zdecydowaliśmy się na kupno działki w pobliżu moich rodziców. Wcześniej rozważaliśmy kupno większego mieszkania, domku na wsi (gotowego), może czegoś do remontu. Ale nic nam nie pasowało i nic do nas nie przemówiło. Zawsze było jakieś "ale". Przez moment byliśmy zdecydowani kupić dom w stanie surowym zamkniętym na trasie do Sławna ale się spóźniliśmy. Rozważaliśmy kupno domu w stanie deweloperskim (jeszcze nie wybudowanego). Po dłuższym zastanowieniu zdecydowaliśmy że najlepiej będzie wybudować własny dom.
Plan był prosty: kupić działkę, wybrać projekt, dostać PnB, dostać kredyt, znaleźć wykonawcę no i wybudować dom. Częściowo za kredyt a częściowo z pieniędzy ze sprzedaży mieszkania. No i chyba się udało: wybór działki był trudny: tej która najbardziej nam się podobała nie mogliśmy kupić bo sprzedający nie miał czasu nam jej sprzedać. Ale nie żałujemy. Bliskość rodziców jest zbawieniem: podręczny magazyn naszych rzeczy i materiałów budowlanych no i opieka nad naszą małą iskierką (dwuletnią córeczką) jest po prostu bezcenna. Także ich obecność pomaga czasem coś załatwić, odebrać, sprawdzić gdy my nie możemy przyjechać na budowę. Staramy się jak najmniej ich angażować bo w końcu nasz dom to nasz problem ale czasem inaczej się nie da.
Pozwolenie na budowę to historia architekta i jego błędu. Kosztowało to nas trzy tygodnie nerwów i czekania na coś na co nie powiniśmy czekać.
Kredyt okazał się być dość prosty. Długo czekaliśmy, trzeba było zgromadzić sporo dokumentów ale dostaliśmy raczej bez problemów. Jedynym problemem był fakt że chcieliśmy mniej niż bankowcy zakładali, że potrzeba na wybudowanie takiego domu. Dzięki pomocy pośrednika udało się znaleźć taki bank, który zaakceptował nasze poglądy na tą kwestię i udzielił kredytu.
Zaczęliśmy w pierwszych dniach lipca. Wydawało się nam że bez problemów zamknięmy stan surowy we wrześniu (tak obiecywał wykonawca). Okazało się że we wrześniu w zasadzie dopiero zaczęliśmy budowę. Wszystkie plany ułożone według zaleceń fachowców od budowania legły w gruzach. Czynnik ludzki zawiódł i wychodzi na to że czynnik ludzki decyduje kto kiedy się wybuduje.
Wniosek z dotychczasowych doświadczeń budowlanych jest następujący: nie wolno wierzyć wykonawcy. Obojętnie jak bardzo polecany i sprawdzony na pewno zawiedzie. Albo coś zepsuje, albo będzie dłużej robił niż obiecał. Szukając wykonawcy nie ma czym się kierować. Rozbieżność cen robocizny jest czasem powolająca, terminy wykonania są albo nie realne albo nie do zaakceptowania. Człowiek ma wrażenie że każdy budowlaniec próbuje go oszukać wmawiając coraz to inne rozwiązania, inne technologie, inne materiały. Konieczność uczenia się budowalnki w przyspieszonym tempie, brak czasu i "dobre" rady innych pwodują że popełniamy błędy o których nawet nie wiemy. Podejmujemy decyzje które będą miały kolosalny wpływ na komfort i koszt użytkowania domu.
Budowanie własnego domu to próba nerwów. Ciągła walka z czasem, warunkami atmosferycznymi i czynnikiem ludzkim, który slogan "klient nasz pan" ma w nosie.
Czy warto? Mam nadzieję że tak. Że gdy w końcu uda się nam zakończyć budowę i wprowadzić się do naszego domku będę czuła że warto było.
Czego życzę wszystkim zmagającym się z budowaniem własnych czerech kątów