hydaulik - katastrofa
Ściany fundamentowe rosną jak na drożdzach. W końcu widać że w zamyśle będzie to dom.
Zamówiliśmy hydraulika. Na pierwszy rzut oka wydał się nam kompetentny i raczej normalny. Podał nam ilości materiałów, umowę podpisał, cena wyszła dość normalna, łatwo i bez problemów ustaliliśmy kto za co odpowiada (my wykopy na zewnątrz on wykopy wewnątrz - ręcznie). Wszystko wydawało się OK.
Pierwszy zgrzyt - wykopy - nie dość że trwały okropnie długo to jeszcze pan hydraulik zażyczył sobie kopania w środku. Mury już są a on oczekuje że koparka się zegnie i za niego zrobi robotę. Trochę zrobiła a ja machnęłam ręką. Ale gdy w piątej godzinie kopania koparką dalej do niego nie docierało że nie tędy droga to się nieźle wkurzyłam. Mamy dość wysoki poziom wód gruntowych (1,5 metra) a grunt to piasek. Wszelkie roboty ziemne to robota głupiego: trzeba kopać i od razu zasypywać co się wykopało bo i tak zasypie się samo lub od razu wstawiać szalunki. A ten stoi z tą koparką i każe kopać coraz głębiej i szerzej aby sobie rączek nie zabrudzić zamiast robić sobie jakiś szalunek co by mu się wykopy nie obsypywały. W końcu zła kazałam mu podłączyć chociaż wodę a co się do odbioru obsypie to usunie się łopatą. I tak dobrze że byłam na miejscu bo jak się okazało to pan nie umiał czytać mapy i nie wiedział że lada chwila zerwie kabel elektryczny. Oczywiście woda pojawiła się w wykopie i mogłam już basen sobie zakładać. A pan hydraulik filozofował co by tu zrobić. I pomysły miał takie że włos na głowie się jeżył. Wezwałam kierownika budowy, on projektanta od sieci kanalizacyjnej i ustalili że tak głęboko jak ten fachowiec chciał nie trzeba tej mojej kanalizy usodawiać - 2 metry wystarczą. Przy okazji wyszło że do sieci się podłączyć nie możemy bo oficjalnie jej jeszcze nie ma!!!! Tzn jest ale nie dokończona i nie odebrana. I do tego stoi w niej woda więc próba podłączenia zalałaby mi wszystko.
Więc postanowiliśmy że zrobimy swoją studzienkę (tak jak w uzgodnieniach i warunkach) i przyłącze do budynku a dopiero jak dokończą kanalizę to się do niej podłączymy. No ale aby ułożyć te rury kanalizacyjne i studzienkę to trzeba mieć wykop a nie basen. Pan hydraulik nie wykazywał żadnej chęci rozwiązania problemu, podłączył wodę i pojechał. I zostaliśmy sami z basenem przed domem i kupą pomarańczowych rur. Wkurzeni wezwaliśmy rodzinę do pomocy. Wynajęliśmy pompę na sobotę i niedzielę. Mąż, syn, mój brat, mój ojciec, męża siostrzeniec i mąż siostrzenicy w sobotę w upał wypompowali wodę, zrobili szalunek i osadzili rury ze studzienką. Oprócz pęchęrzy na rękach mają teraz też pęchęrze na plecach bo słońce paliło jak diabli.
Przy okazji wyszło że te przyłączenie wody hydraulik zepsuł (nie chcę się wyrażać ale coraz więcej inwektyw mi się ciśnie na usta). Łączenie między rurą wodociągów a naszą było krzywo zrobione więc woda leciała. A on jak do niego zadzwoniłam to powiedział że mamy zawór zamknąć to przestanie lecieć. Myślałam że go zamorduję. Mąż gdy facet przyjechał na miejsce kazał oddać wszystkie materiały i wynosić się. W trakcie zasypywania jeszcze jeden przeciek znaleźli: między rurą niebieską a metalową złączkę kazał kupić z redukcją z 32 mm na 1 cal pewnie zakładając że rury będą jednocalowe ale kazał kupić 1 i 1/4 cala rury. Więc założył mufę redukcujną za złączką robiąc przemyślne zwężenie mające ukryć jego fuszerkę.
Ale pełni nadziei czekaliśmy na odbiór w poniedziałek ale kicha!!! Okazało się że odbioru ta nasza kanaliza nie przeszła bo mieliśmy złe rury! Jako laicy nie wiedzieliśmy co oznaczają posczególne oznaczenia więc kupiliśmy to co nam hydraulik wypisał. A że wypisał źle ... więc kolejny raz trzeba było wymieniać rury i dziś rano odbiór się odbył i został zaklepany (czyli jeden etap za nami).
Teoretycznie bo jeszcze trzeba umowy podpisać i zrobić mapkę geodezyjną powykonawczą a to dopiero gdy sieć kanalizacyjną skończą ale przyłącza mamy!!!
Teraz tylko izolacja fundamentów, ocieplenie styropianem, kanaliza wewnętrzna (to już mój ojciec zrobi) i zasypywanie fundamentów. I będzie można wylać podłogę!