a miało być tak pięknie?
9-ego sierpnia zakończyliśmy stan zerowy. Od razu do banku z wnioskiem o następną transzę. I mimo że bank miał 10 dni roboczych na wypłacenie jej to już 17 mieliśmy pieniądze na koncie. Szczęśliwi zamówiliśmy suporex i klej do niego i zadzwoniliśmy do wykonawcy. Niby wszystko było OK. Porozmawialiśmy i umówiliśmy się na środę (22-ego) bo w ten dzień suporex miał dotrzeć. I dotarł. Ale nasz wykonawca nie. Jak się okazało w przerwie dorwał jakąś inną robotę. I uprosił mojego męża o parę dni zwłoki. No dobrze bądźmy ludźmi; on poczekał to i my możemy te kilka dni. W poniedziałek 27 -ego rusza. Niby w porządku, kierownikiem budowy uzgodnienia wyrównania ścian bo gdzieś uciekło 5 cm i ruszamy. Szczęśliwi czekamy na rezultaty; przypominamy o zmianach w projekcie i dokonujemy kolejnych zakupów jak klej, nadproża itp. W piątek 31-ego deszcz uniemożliwił pracę ale my pojechaliśmy na budowę ocenić postępy. I coś one mizerne nam się zdały. Niby miał w ciagu tygodnia parter postawić a tu zaledwie dwie i pół warstwy? I coś nierówno, jakieś szpary pomiędzy bloczkami i okna coś nie w tym miejscu? Zadzwoniłam i poprosiłam abyśmy się spotkali na budowie w sobotę. Zapewnił że będzie. I kicha. Nie odbierał nawet moich telefonów. Nie przyjechał mimo fantastycznej pogody.
Parę dni wcześniej zaczęliśmy szukać ekipy aby przyspieszyć robotę (bo on sam plus jeden pomocnik) więc chcieliśmy niejako go wspomóc i budować dwiema ekipami. Więc gdy dotarło do nas że facet ma nas gdzieś i z nim na pewno nie skończymy stanu zamkniętego przed zimą to zaczęłam dzwonić. Jedna ekipa, druga, trzecia. Ceny porównywalne - czas rozpoczęcia i zakończenia dla nas był najistotniejszy.
I jest nowa ekipa: trzech panów - dwóch młodych fachowców i jeden starszy pomocnik. W poniedziałek usunęli to co zrobił poprzednik, wyrównali poziom i wyciągnęli ze trzy rzedy, we wtorek dalej a dziś rano telefon że nadproża będą wylewać więc stal zbrojeniowa potrzebna. No i kominy tez juz mogą stawiać. Przyzwyczajeni do niepośpiechu poprzednika dostaliśmy "powera" i ruszamy dziś z zakupami. Dwa kominy "brata" - jeden do kominka fi 200 i jeden do kotła na ekogroszek fi 180. Do tego zamówiłam szalunek (wypozyczenie) pod strop (ma być żelbetowy lany). I jeszcze cement do tych nadproży. Deski do wieńca i schodów i jakieś kilogramy gwoździ. Wszystko co mam kupić z ilościami i rozmiarami pan wykonawca podał szczegółowo. Dziś jedziemy po południu na miejsce zobaczyć czy dokonaliśmy słusznego wyboru.
A oprócz tego: mam na działce sosenki samosiejki. W ogóle na całym terenie wokół jest ich dość sporo. Tak sobie wymyśliłam że w tym tygodniu uproszę rolnika z okolic aby mi tą moją działeczkę przeorał i zbronował aby pozbyć się darni. I jak tylko będzie można (tzn trochę mniej bloczków będzie na działce) to posadzę sobie te sosenki wdłuż granicy zachodniej. Od zachodu najczęsciej wieje więc jak urosną trochę osłonią od wiatru.
I całkiem z innej beczki. Jak większość budujemy się z kredytu. Naszym wkładem jest mieszkanie a raczej pieniądze uzyskane z jego sprzedaży. A ponieważ im szybciej sprzedamy tym mniej pójdzie odsetek do banku to wystawiliśmy je do sprzedaży już od lipca. I mam klienta. Dziwnego. Już kupuje, umowę chce podpisać i nawet zaliczkę na konto przesłać. A jeszcze mieszkania nie widział (oprócz zdjęć przy ogłoszeniu). Śmiać mi się chce z faceta. Żeni się za chwilę i szybko kupuje mieszkanie bo z kredytu "rodzina na swoim" chce skorzystać. Byle zdążyć do końca roku. A przecież nie do końca i nie zawsze ten kredyt taki opłacalny. Ale im częsciej rozmawiam z potencjalnymi kupcami tym bardziej się przekonuję że ludzie często nie myślą, nie analizują. nie liczą a tylko haseł i reklam się słuchają.
Jutro kilka zdjęć postaram się zamieścić.